Tak przeglądam zdjęcia i zatęskniło mi się za moim dawnym chórem. Tak w zasadzie zaczęła się moja historia ze śpiewem. A wszystko za sprawą przypadku. Zrezygnowałam z tańca i miałam czas na śpiew. Pani z muzyki długo mnie namawiała, ale przez zespół taneczny nie mogłam nigdy przychodzić na próby. Później za sprawą też przypadku dostałam swoją pierwszą solówkę. Tak mi się spodobało te ciągłe śpiewanie (mówie poważnie- zawsze chciałam, by próby chóru trwały z 8 godz), że dostałam się do szkoły muzycznej na śpiew operowy. Ale to również był przypadek^^ Po drodze zaliczyłam jeszcze ze 2 chóry i akurat na jednym z nich dostałam numer do nauczycielki śpiewu. Pomyślałam, hmm.. czemu by nie spróbować? Nikomu nic nie mówiąc ukrywałam lekcje śpiewu przez rok, a po rzetelnym przygotowaniu udało się i spełniło się jedno z moich marzeń.
Zamieszczę parę zdjęć inspirowanych śpiewem.
A oto i mój kochany chór, w którym przeżyłam kopę lat!:)
A to jest pamiątka jaką zostawiłam naszej Pani Dyrygent- plastelina
Pozdrawiam Was ciepło:)